marta-wierzbicka-i-jej-ogromne-piersi-w-playboyu-NEWS_MAIN-51700Nagość powszednieje w świetle coraz odważniejszego nią epatowania. Pełno jej w kinie, w prasie, w telewizji, a z Internetu wręcz wycieka wszelkimi możliwymi pikselami i portami. A jednak tkwi w nas pewien opór, kiedy sami mamy się z niej rozliczyć. Trudno wskazać jednoznaczny powód tej swoistej hipokryzji, lecz ciężko jej nie zauważyć.

Kilkanaście miesięcy temu krążył w sieci mem przedstawiający dwie fotografie: na jednej z nich widniała kobieta w bikini, na kolejnej zaś – w bieliźnie. Pierwsza pani ochoczo prezentowała swe wdzięki przed obiektywem aparatu, druga trwożliwie broniła się przed atakiem fotografa. Warto dodać, iż bikini i bielizna wyglądały w tym zestawieniu niemal identycznie. Chociaż w tym przypadku chodziło o kwestię mniej dyskusyjną, gdyż zaledwie o półnagość, nasuwa się pytanie, skąd bierze się taka rozbieżność w postrzeganiu własnego negliżu.

Można sobie wyobrazić, jakie emocje wzbudziła i jakie reakcje wywołała polska pionierka w dziedzinie pokazywania nagości w kinematografii. Przypomnijmy, że była nią Hanna Skarżanka w filmie „Młodość Szopena” z 1951 roku. Od chwili, gdy nagi biust po raz pierwszy pojawił się na szklanym ekranie, dużo się zmieniło. Zwłaszcza w sposobie myślenia, który rzutuje na wzajemną relację erotyki i mediów. Na mocy owej współzależności jedno działa na drugie coraz silniej. I tu dochodzimy do paradoksu trwale zagnieżdżonego w psychice Polaków. Mimo iż nagość już nie zaskakuje w takim stopniu, w jakim czyniła to dziesiątki lat temu, wciąż nie potrafimy określić swego stosunku do odkrywania bądź okrywania tych kłopotliwych, a nawet dyskusyjnych części ciała. Polska jest jednym z niewielu krajów, jeśli nie jedynym, gdzie na forach internetowych trwają dyskusje, czy do sauny powinno się wchodzić w kostiumie kąpielowym, podczas gdy z założenia jest to pomieszczenie, w którym nie obowiązują stroje galowe. Ani żadne inne stroje.

Boimy się nagości, unikamy jej, wstydzimy się uchylić rąbka tajemnicy, a równocześnie wykazujemy się sporym zainteresowaniem, zoczywszy cień erotyki tu i ówdzie. Pikantny teledysk z kiepskim podkładem muzycznym? Film z tak zwanymi „momentami” kompletnie pozbawiony treści i sensownej fabuły? Reklamy, w których nagi biust czy tors przesłania zachwalany produkt? Polak odpowiada „tak”. Korzystanie ze stref nagości często oferowanych na basenach po godzinie dwudziestej drugiej? Rzeźba bądź obraz z zastosowaniem elementów erotyki? Pobyt na plaży dla nudystów? Polak odpowiada „nie”. Tego ambiwalentnego, czy raczej noszącego znamiona niekonsekwencji stanowiska nie da się nawet obronić za pomocą ograniczeń kulturowych, gdyż te nie są w naszym kraju aż tak rozwarstwione. Czy nagość dzieli się na tę uzasadnioną i tę niedopuszczalną? Na tę „normalną” i tę, przed którą należałoby uciekać w popłochu w obronie moralności? Nasuwający się wniosek zdaje się potwierdzać tak sformułowaną tezę. Jesteśmy zawsze o krok za tym, co umożliwia rozwój cywilizacyjny. Wszak niegdyś widok nagich nóg zakrawał na skandal, jakiego nie spowoduje dziś goła pierś. Boimy się podążać za społecznym przyzwoleniem, niepisanym zresztą, zatem oficjalnie nieistniejącym. Nagość to obnażenie obejmujące znacznie więcej niż tylko ciało. Odsłania także meandry zawiłej psychiki będącej nieustającym polem bitwy myśli.